niedziela, 9 grudnia 2012

Mikołajki

W piątek odbyły się mikołajki dla dzieci w ośrodku, w które zaangażowali się zarówno wolontariusze polscy, jak i europejscy. Było cudownie!!

Mikołaj był dla dzieci największą atrakcją wieczoru ;-)

Nie wiem kto miał większą frajdę - wolontariusze czy dzieci :D



 MikoŁaj przyjechał z daleka, bo aż z Hiszpanii ;-)

 Żeby dostać prezent, dzieci musiały coś zaśpiewać albo wyrecytować.

 Dziewczynki były bardzo zaangażowane w recytowanie wierszyka, którego w ogóle nie zrozumiałam :D


Zdjęcie z Mikołajem musi być!

wtorek, 18 września 2012

Co było, co jest i co będzie, czyli mały manifest


Zajęcia realizowane w projekcie dobiegły końca, w tym te z języka polskiego w których brałam udział. I cóż, działo się! Nauka polskiego jako języka obcego jest wyzwaniem dla obu stron, wyzwaniem radosnym i trudnym. Uczy cierpliwości przede wszystkim. Niesamowicie jest pracować z dziećmi tak żywiołowymi, trzeba było bardzo się wysilić, ażeby utrzymać je w ryzach. Co dziecko, to pomysł, to psikus i wybryk, to rodząca się idea, to kreatywna istota, bardzo młoda, która dzielnie pokonuje bariery językowe. Przed rozpoczęciem działań z głębin mojej głowy dochodziły pytania: W ogóle da się? Czy my się dogadamy?


O błoga naiwności, która myślała, że nie, jak dobrze, że już nie istniejesz!
:) Warto zwrócić uwagę na groteskę sytuacji: ja, mówiąca po polsku, mieszkająca w Polsce, czująca się bezpiecznie- miałam obawy. Dzieci z Czeczenii to mali bohaterowie. Albo i wielcy! Pokonują tyle przeszkód, dają radę w szkołach. 

W czasie trwania projektu nauczyłam się pokory. Białystok jest wielokulturowym miastem, to nie ulega wątpliwości. Ale my, Białostoczanie, niewiele o sobie wiemy, a ta niewiedza jest wręcz zatrważająca. Myślałam przed projektem, że wiem coś o uchodźcach. Teraz wiem, że nie wiedziałam nic. Czeczenia była gdzieś daleko. Czas, żebyśmy zaczęli wreszcie żyć razem, nie obok, współgrać w tym barwnym mieście. Myślę, nie, wiem to, że Białystok słabo rozumie kulturę Czeczenów. A jest przecież zupełnie inna, muzułmańska, wołająca o to, byśmy pozwolili sobie ją poznać. A jest wiele aspektów do przyswojenia, bo przez te kilka miesięcy usłyszałam na ulicach absurdalne, bolesne stereotypy. Bardzo się cieszę, że poznałam wiele ciekawych osób, które wciąż chcą działać i nie tracą zapału, jesteście super! :)
Ten projekt był nie tylko dla dzieci, był też szansą dla naszej małej ojczyzny.

SG


Praca z uchodźcami przynosi wiele radości, ale także troski i problemy.  Taka  perspektywa pracy z osobami, które nie znają Twojego języka a Ty ich może wydawać się straszna, ale tak jest tylko na początku. Spotkania z dziećmi, dla których, razem z koleżanką , prowadziłam zajęcia muzyczne pomogły otworzyć mnie na ludzi, świat i przypomnieć o rzeczach, o których nie myślimy w tej naszej codziennej gonitwie.
Udział w projekcie ,, Wspólny świat,, dał mi satysfakcje oraz pewność siebie po wykonanej pracy. Było dużo pracy, ale jeżeli coś robi się z pasji przy dobrej atmosferze, to nie odczuwa się zmęczenia wręcz przeciwnie nakręca nas do jeszcze cięższej pracy i większego działania
Te kilkadziesiąt minut tygodniowo to bardzo niewiele, więc zamiast siedzieć bezczynnie przed komputerem warto jest zrobić czasami coś konstruktywnego.






 Polecam wszystkim udział w takich projektach jak ten ;-)
                                                                                                                                            Ania

sobota, 15 września 2012

Moje refleksje dotyczące działań w projekcie ,,Wspólny świat"


W życiu każdego człowieka nadchodzą takie momenty, w których zaczyna dostrzegać coś więcej niż własny czubek nosa- człowieka obok siebie. W pewnym stopniu projekt ten, stał się impulsem, na skutek którego w mojej głowie zrodziła się właśnie taka refleksja. Chociaż moje działania w ośrodku nie trwały wystarczająco długo, żebym mogła powiedzieć, że znam dzieciaki bardzo dobrze, to mimo to mogę pozwolić sobie na kilka spostrzeżeń dotyczących mojej pracy.

ja z Madiną i Luizą (zdjęcie pochodzi z wycieczki do Wioski Indiańskiej w Jurowcach)

Ta forma wolontariatu wniosła do mojego życia wiele radości i optymizmu. Mieszkańcy ośrodka, niegdyś kompletnie bezimienni( z uwagi na to, że byli mi kompletnie obcy), teraz stoją przede mną jako jednostki, indywidualności, z których każdy z nich zaczyna tworzyć własną historię i kształtować tożsamość. Przede wszystkim, praca z dzieciakami w ośrodku, pomogła mi obalić wiele stereotypów krążących (zdecydowanie zbyt często) w moim otoczeniu. Tym samym zdobyłam wiedzę, dzięki której mogę negować wszelkie mity. Nauczyłam się, że bariery, czy to kulturowe, czy religijne,  zbudowane są na fundamentach niewiedzy.  I choć ludzie bywają oporni, jeśli chodzi o przełamywanie wewnętrznych obaw i niepokojów, to zburzenie takich murów uprzedzeń, nie jest niemożliwe. I chociaż tak bardzo się różnimy, to nie zamierzam wyznaczać żadnych granic. Wręcz przeciwnie. Chciałabym dążyć do obopólnych korzyści, wynikających z wzajemnych dopełnień na różnych płaszczyznach. Bo zarówno ja, jak i dzieciaki, możemy się od siebie wiele nauczyć. One wskażą mi ścieżkę prowadzącą do zapału, optymizmu i determinacji. A ja? Nie mi to oceniać :) Dlatego cieszę się, że mogłam zetknąć się z żywą kulturą czeczeńską, bo właśnie dzięki temu, w moim sercu zagościł zalążek ciekawości i chęci głębszego poznawania historii ich kraju, religii i tradycji tam panujących, między innymi poprzez wnikliwą lekturę reportaży poświęconych Czeczenii. Podczas projektu uczestniczyłam w różnych zajęciach, jeśli chodzi o ich zakres tematyczny, jak i wycieczkach. Dzięki temu zdobyłam doświadczenie, którego nie da się ująć w żadne słowa.
 wycieczka do Młyna Myśliwiec

 Najbardziej podobały mi się zajęcia plastyczne, podczas których nieustannie zaskakiwała mnie kreatywność dzieci, przejawiająca się ciekawym i niekiedy bardzo różnorodnym podejściem do ustalonych przez nas tematów. Warto wspomnieć również o zajęciach muzycznych, w których może nie uczestniczyłam zbyt często, jednak wspominam je z uśmiechem na twarzy. Dzieciaki mają wyjątkowy talent do tańca, umiejętność łatwego przyswajania choreografii ( i przetwarzania ich na własny styl), jak też i niezwykłe poczucie rytmu. Często również podpatrywałam, jak świetne poruszają się krokami ich tańców narodowych. Fascynujące. Kiedy widziałam radość na ich twarzach, to jak w odbiciu lustrzanym, i na moim obliczu, pojawiał się szeroki uśmiech.

zajęcia muzyczne- ,,gorące krzesło"

Nie można zapomnieć o sympatycznej atmosferze wśród wolontariuszy, która sprzyjała nowym pomysłom na prowadzenie zajęć.
Mam nadzieję, że koniec naszego projektu, nie będzie dla mnie ostatnim przystankiem, jeśli chodzi o pracę w ośrodku dla uchodźców.
         Kończąc moje refleksje, chciałabym zaapelować do wszystkich czytelników, by mieli szeroko otwarte serca na drugiego człowieka i podejmowali jakąkolwiek formę wolontariatu. Bo wbrew pozorom jest to także egoistyczne działanie, dzięki któremu wzbogacamy własną duszę, jednocześnie robiąc tak niewiele dla potrzebujących- ofiarując im tylko siebie.

piątek, 7 września 2012

Zbliżamy się do końca naszego projektu. Co potem?
Możliwe, że następny projekt. Jesteśmy pewni, że nasza praca na rzecz dzieci uchodźców nie skończy się we wrześniu. Już planujemy kolejne działania! ;-)







niedziela, 26 sierpnia 2012

Jak nie zniechęcać się małymi porażkami


Praca z dziećmi jest miła i przyjemna, jednak zdarzają się niespodzianki. Kiedy dzieci nudzą się nauką na zajęciach szukają innych rozrywek. Wystarczy chwila kiedy nie mają żadnego zajęcia, a zaczynają je sobie wymyślać same. Ciągłe wypełnianie kserówek przestaje być dla nich interesujące. Trzeba być bardzo kreatywnym, by wymyślać im coraz to nowe zabawy. Muszą być na tyle ciekawe, by podtrzymać ich zainteresowanie, a jednocześnie czegoś nauczyć. Dodatkowym problemem jest mała liczba wolontariuszy. Każde dziecko pracuje w innym tempie i posiada różną wiedzę. Ciężko jest, wiec pracować z nimi indywidualnie. Bywa tak, że nasza praca ogranicza się jedynie do rozdawania im kserówek i długopisów. A dodatkowo trzeba pilnować porządku, nie możemy sobie pozwolić nawet na chwilę nieuwagi. Mimo wszystko uważam, że warto przychodzić na zajęcia, by pomóc chociaż kilku osobom. Mamy wtedy satysfakcję, że jeśli dziecko czegoś nauczymy, poradzi sobie ono lepiej w szkole, a właśnie o takie drobne sukcesy nam chodzi.
Karolina G. i Magda Z.

poniedziałek, 13 sierpnia 2012

Łącząc w pary przeciwieństwa

Praca na zajęciach z języka polskiego wre. Dzieci uczą się niesamowicie szybko! Chociaż czasami i broją, jak to dzieci. Chcemy, żeby zajęcia były żywe, do głowy wpada wiele pomysłów na ciekawe, aktywne ćwiczenia, grunt to brak nudy. Jednak poziom znajomości języka jest różny, przygotowując się do zajęć nigdy nie wiem, które dzieci przyjdą tym razem. Dlatego przysnuła się refleksja: jak sformułować polecenie, by było dla wszystkich dzieci zrozumiałe. Problem wydawałby się drugorzędny, jednak często im barwniejsze ćwiczenie chce się przeprowadzić, tym szczegółowiej trzeba je przedstawić. I tak, ucząc się przymiotników, miałam przygotowane zadanie z dopasowywaniem antonimów. Głowiłam się i głowiłam, i nawet po trzykroć się głowiłam, jak w sposób prosty, jasny i klarowny wytłumaczyć zadanie. „Dobry”-„zły”, „wesoły”-„smutny”, każde słowo zdawało się być na wagę złota, każde potrzebne… Dość, że nie wymyśliłam nic. Jednak nasze dzieci jak zwykle okazały się ode mnie o niebo bystrzejsze! Nic nie musiałam mówić, a one szybko zabrały się do pracy! I miały dużo radości łącząc w pary przeciwieństwa :-)
Na kolejnych zajęciach, gdy ćwiczyliśmy czasownik i rzeczownik, 8letnia Rayana powiedziała: „Jeszcze jest przymiotnik!”. Zajęcia z tymi dziećmi nigdy nie idą na marne!
Czasami uczymy się samych literek, alfabetu. Pewnego razu, na jednych z zajęć jako przykład słowa na M jedno z dzieci podało „Małopolska”! I jak tu nie powiedzieć, że te dzieci są niesamowite? ;)